Z Nowenną Pompejańską, zwaną „Nowenną nie do odparcia” zetknęliśmy się po raz pierwszy 7 lat temu, gdy mąż przeczytał w „Gościu Niedzielnym” artykuł na ten temat. Było to w czasie, kiedy nasza córka spotkała się z chłopakiem, który był osobą niewierzącą. Martwiło nas to, bo zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno jest trwać w małżeństwie, gdy nie ma się wspólnego solidnego fundamentu, jakim jest Bóg. Próbowaliśmy o tym rozmawiać, jednak żadne argumenty nie trafiały, zostawała tylko modlitwa.
Mąż zachwycony artykułem od razu postanowił, że będzie odmawiał Nowennę Pompejańską, aby za wstawiennictwem Maryi, Bóg coś z tym zrobił. Dla mnie było to czymś nierealnym, aby codziennie przez 54 dni odmawiać 3 Różańce. Wydawało mi się, że nie mam na to czasu, że w całym moim zabieganiu nie dam rady, jednak już po pierwszym dniu, gdy zobaczyłam jak mąż wytrwale się modli, postanowiłam go w tym wesprzeć i również spróbować. Prosiliśmy o to, żeby Bóg coś z tym zrobił, a w myślach mieliśmy już gotowy scenariusz, jak to powinno wyglądać. Chcieliśmy, żeby Bóg w jakiś sposób dotknął tego chłopaka, aby i on mógł uwierzyć.
Dni mijały a my trwaliśmy na modlitwie. Czasami modlitwa jakby sama płynęła. Innym razem bardzo się ciągnęła, szczególnie wtedy, gdy z powodu nawału obowiązków w czasie dnia, rozpoczynaliśmy ją w późnych godzinach wieczornych. Stopniowo przyzwyczailiśmy się do tej naszej codziennej wspólnej modlitwy. Czas mijał i nic się nie działo. Zakończyliśmy Nowennę po 54 dniach i dalej było tak samo.
Zastanawialiśmy się, jaki jest jej owoc, czy cokolwiek ta nasza modlitwa zmieniła i wtedy uświadomiliśmy sobie, że modlitwa zmieniła nas samych. Nigdy wcześniej nie modliliśmy się razem aż tyle. Po pewnym czasie córka przyszła i powiedziała nam, że ma wątpliwości, co do swojego chłopaka, że to chyba nie jest ten i ku naszemu zdziwieniu, postanowiła zakończyć znajomość. Ta sytuacja pokazała nam, że modlitwa przynosi owoce, jednak nie zawsze musi być tak, jak my sobie zaplanowaliśmy.
Później kilkakrotnie sięgaliśmy po „Nowennę” w bardzo trudnych sytuacjach, jakie dotykały naszych najbliższych i zawsze zostawaliśmy wysłuchani.
W 2011 roku zachorowałam na raka. Najpierw była operacja, potem leczenie onkologiczne i jakoś ciągle brakowało czasu na odmawianie kolejnej Nowenny. Było też sporo intencji, w których chcieliśmy się modlić: moje zdrowie, powodzenie w rozwoju nowej firmy męża, którą założył, żeby móc towarzyszyć mi w czasie choroby, modlitwa za nasze dzieci, które założyły już swoje rodziny o dar rodzicielstwa dla nich. Nie potrafiliśmy się zdecydować, którą z nich wybrać, a któregoś dnia mąż przyszedł do mnie rozpromieniony z wiadomością, że już wie, w jakiej intencji będziemy się modlić – żebyśmy oboje zdążyli nacieszyć się wnukami od dwójki naszych dzieci. Stwierdził, że w tej intencji jest wszystko, bo to będzie znaczyło, że będę zdrowa, że będziemy mieli wnuki i wszystko będzie dobrze.
Bardzo rozbawiła mnie ta intencja, ale przyznałam, że coś w tym jest i rozpoczęliśmy kolejną Nowennę. Już po 7 dniach dowiedzieliśmy się, że nasza córka spodziewa się dziecka. Dla mnie był to znak, że skoro Maryja wyprosiła nam tę łaskę, to ja też będę zdrowa. Ta świadomość dawała niesamowitą siłę do walki z nowotworem. Minęły 4 lata, jestem zdrowa, doczekaliśmy się już trójki wnucząt, które są dla nas ogromną radością.
Na początku tego roku przyszło nam zmierzyć się z kolejnym trudnym doświadczeniem – zięć opuścił naszą córkę i wnuczkę. Tego zupełnie się nie spodziewaliśmy. Nie potrafiliśmy odnaleźć się w tej sytuacji. Nie wiedzieliśmy nawet, o co właściwie powinniśmy się modlić. Po raz kolejny sięgnęliśmy po Nowennę Pompejańską, która w tej sytuacji była dla nas najlepszym rozwiązaniem, prosząc, aby Bóg, dał im to, co jest dla nich najlepsze, nie patrząc na to, co my myślimy, co my czujemy.
Córką postanowiła, że spróbuje sprzedać dom i kupić mieszkanie w pobliżu nas, aby móc liczyć na naszą pomoc w opiece nad wnuczką. Już następnego dnia po rozpoczęciu Nowenny znaleźli się chętni na kupno domu a w kolejnym tygodniu córka znalazła mieszkanie, które jej odpowiadało. Na dzień przed zakończeniem Nowenny, choć wydawało się to niemożliwe, córka miała sprzedany dom i odebrane klucze do swojego nowego mieszkania. Mieliśmy nadzieję, że może jeszcze coś się zmieni, że zięć wróci, jednak tak się nie stało, córka z wnuczką zostały same. Widać tak jest dla nich najlepiej.
Niedawno córka powiedziała, że przypadkowo spotkała chłopaka, z którym wcześniej chodziła (za którego się modliliśmy) i jak sama stwierdziła to, że z nim zerwała to była bardzo dobra decyzja.
Nie wiemy, co jeszcze je czeka, nie wiemy, co nas czeka i choć czasem bywa bardzo trudno, to mamy pewność, że jesteśmy w dobrych rękach i ciągle dziękujemy za łaski, jakie za pośrednictwem Maryi nieustannie otrzymujemy od Boga.